Wiedza
13 lipca 2016
Spójrz w siebie
Poznajemy naszą psychikę dzięki psychologom i neurologom. Z wykresów i skanów mózgu. A przecież bezpośrednia obserwacja umysłu jest zawsze dostępna.
Nie korzystamy z introspekcji, czyli patrzenia do wewnątrz, jako źródła wiedzy, bo nie mamy takiego zwyczaju. Nie uczy się jej w szkole, nie ufamy samym sobie, nie ma w nas impulsu studiowania życia wewnętrznego. Jeśli chcemy się czegoś o nim nauczyć, zdajemy się na specjalistów. Boimy się introspekcji, bo bezpośrednia wiedza, która jest jej efektem, może uderzać w nasze urojenia. Może się okazać, że krajobraz naszego umysłu nie jest tak piękny, jak byśmy chcieli. Czy to jednak nie paradoks, że o czymś nam najbliższym, o naszej świadomości, dowiadujemy się od innych?
JAK DZIAŁA INTROSPEKCJA
Introspekcję uprawiali Platon i Arystoteles, doktorzy Kościoła i mistycy, Kartezjusz i Spinoza. Z zapałem oddawali się jej brytyjscy empiryści (John Locke, George Berkeley i David Hume), wybitni psycholodzy, tacy jak Wiliam James, i psychoterapeuci (w tym Freud). Kultura Wschodu oparta jest w dużej mierze na introspekcji. Stanfordzka encyklopedia filozofii stawia kilka warunków, jakie powinna spełnić introspekcja filozoficzna, jeśli ma być źródłem wiarygodnej wiedzy dla współczesnego filozofa umysłu:
- Musi ograniczać się do umysłu i powstrzymywać od sądów na temat tego, co fizyczne.
- Musimy przyjąć, że odkrycia introspekcji dotyczą tylko naszego umysłu, a nie ludzkiego umysłu w ogóle.
- Że dotyczą one tylko umysłu w danej chwili.
- Introspekcja ma być bezpośrednia i toczyć się w chwili obecnej.
- Ma dotyczyć zastanych stanów świadomości, a nie wytworzonych specjalnie za pomocą technik mentalnych (tym introspekcja filozoficzna różni się od wielu rodzajów medytacji).
- Wymaga pewnego zorganizowanego wysiłku, nie jest swobodnym puszczeniem strumienia świadomości.
Ale w filozofii rozumianej jako „medycyna duszy”, jaką jest filozofia dostrojenia do procesu życia, nie chodzi o formułowanie prawd dotyczących ludzkiego umysłu. W tej szkole używamy introspekcji, żeby dostrzec zależność między stanami umysłu a stanami ciała. Zobaczyć dynamikę emocji, odfiltrować urojenia, które wpoiła nam kultura, zobaczyć błędy myślenia i odkryć, które myśli szczególnie mocno napinają nasze ciało, odcinają nas od swobodnego działania w danej sytuacji i zapychają zmysły powtarzającymi się obrazami wyobraźni.
Dlatego na zajęciach proponuję zacząć od czegoś prostego. Od zamknięcia oczu i wyodrębnienia ze strumienia świadomości obserwatora. Nie istnieje on w żadnym konkretnym miejscu w przestrzeni. Jego definicja jest prosta – jest tym, co widzi i dokonuje refleksji. A potem z zaciekawieniem, bez czekania na jakiś konkretny rezultat, obserwowania wszystkiego, co tym obserwatorem nie jest. Konkluzje są zawsze indywidualne. Można je zapisywać, choć jest duża szansa, że znaczenie zapisanych słów z czasem zblednie.
CAŁKIEM NOWE PYTANIA
Obserwacja siebie wyrywa z utartych torów myślenia. Bywa, że jest wstępem do dociekań filozoficznych, bo prowokuje dziwaczne pytania, tak dziwaczne, że nie ma ich nawet w najbardziej obszernym zbiorze ludzkich myśli – Internecie. Oto jedno z nich, które przyszło do mnie w pewną chłodną, choć letnią noc: „Czy dreszcz, który właśnie poczułem, jest mój, czy nie mój?”.
Język codzienny wskazywałby na pierwszą możliwość. Mówimy: „mam dreszcze”. Ja, a nie nikt inny albo przyroda. Ale w jakim sensie ten dreszcz jest mój? Posiadam go? Nie, bo dawno minął. I minąłby nawet, gdybym chciał go koniecznie zatrzymać. Stworzyłem go? Nie, bo powstał dzięki czynnikom niezależnym ode mnie, jak temperatura powietrza i siła wiatru.
Skoro dreszcz nie jest mój, choć się tak wydaje, to może inne prawdy, które wyznajemy tylko dlatego, że codziennie używamy takiego, a nie innego języka, też nie wytrzymują podobnej analizy? A co jeśli myśli nie są wcale moje? Czy mogę je kontrolować? Czy na pewno jestem ich twórcą, czy może tylko zainstalowano je w mojej głowie? A co z emocjami? I najważniejsze pytanie (to, na które Hume odpowiedział negatywnie): czy jest jakaś jaźń, pojedyncze źródło, które jest trwałym podmiotem myślenia i odczuwania emocji?
Możliwe, że w twojej głowie, czytelniku, pojawiło się właśnie pytanie, które zdarza mi się słyszeć od studentów psychologii na tym etapie rozmowy o introspekcji: po co mi ta cała wiedza? To pewnie przesada, ale introspekcja jest odpowiednikiem wyboru tej pigułki, która w filmie „Matrix” wyrywała człowieka z serii doznań wytworzonych przez maszyny i wrzucała z powrotem do rzeczywistości.
Ten film to jeden z ostatnich znanych prawie wszystkim wytworów popkultury, który ma jakiś ładunek filozoficzny, bo zadaje pytanie: co istnieje obiektywnie? „Czy miałeś kiedyś sen tak rzeczywisty, że wydał ci się życiem?” – pyta Morfeusz. Gdybyś obudził się z tego snu, jak rozpoznałbyś różnicę między nim a rzeczywistością?
Każde małe odkrycie dokonane dzięki introspekcji przewyższy najwznioślejsze inwokacje mistrzów duchowych i książkowych autorytetów. Pobije je bezpośredniością. Uniezależni nas choć trochę od poglądów wdrukowywanych przez innych, wzmocni w oporze przed reklamową manipulacją. Dzięki niemu inaczej będziemy czytać książki i artykuły prasowe, także psychologiczne. Nie będziemy musieli brać ich na wiarę, bezkrytycznie uznawać, że opierają się twardo na prawidłowo przeprowadzonych badaniach, które autor obiektywnie naświetlił. Będziemy mogli porównać prawdy z tych książek z prawdami, które sami odkryliśmy w sobie. Stworzymy własny układ odniesienia. W erze produkowania słów dla jednego celu – liczby sprzedanych egzemplarzy – taki układ odniesienia to bardzo przydatna rzecz.
Za mało? Niedawno austriaccy naukowcy Frank Jakel i Cornell Schreiber sprawdzili zależności między metodą introspekcji a postępem nauki w dziedzinie badań nad rozwiązywaniem problemów. Jest to jedna z dziedzin, która od lat się nie rozwija. Zdaniem Austriaków analiza konkretnych badań pokazuje, że ten brak postępu spowodowany jest zarzuceniem procedury introspekcji w praktyce naukowej i jej krytyce we współczesnych podręcznikach.
W niektórych amerykańskich podejściach do coachingu skierowanego dla liderów biznesu introspekcja staje się punktem wyjścia. Według tych szkół obiektywna, precyzyjna obserwacja siebie prowadzi do dojrzałości emocjonalnej. A ta przydaje się na przykład w chwilach podejmowania trudnych decyzji. Lider powinien być świadomy swoich podświadomych przesądów. Tylko introspekcja może wyeliminować tzw. ego-bias, egotyczne zniekształcenie, które nie pozwala trzeźwo ocenić sytuacji, a potem skutecznie działać.
Tekst pochodzi z magazynu „Coaching”
Dr Marcin Fabjański
Kategorie
10 ostatnich wpisów:
- Rezyliencja w praktyce czyli przewodnik po dobrych praktykach mentoringu dla firm w trudnościach
- Champions of productivity won the race against inflation in spite of covid and war – a report on 35-year-old businesses in Poland
- Polish pioneers of entrepreneurship 35-year-old businesses in Poland.
- Firmy średniej wielkości – zwycięzcy 35-letniej sztafety wolnej przedsiębiorczości
- Neuroróżnorodność szansą dla biznesu
- LEGO – opowieść o rodzinie, która stworzyła najsłynniejszą zabawkę na świecie.
- Odpowiedzialność przedsiębiorców za przestępstwa środowiskowe
- ESG – nadchodzi przykry obowiązek czy szansa na pozytywny wizerunek spółki?
- Przygotujmy się na ESG
- Sztuczna inteligencja w świecie firm rodzinnych
Tematyka wpisów:
Popularne tagi: