Wiedza
13 lipca 2016
Musimy chcieć być zdrowi. Medycyna nie wystarczy.
Dzień przed przyjściem do lekarza przejechał kilkadziesiąt kilometrów na rowerze. Umówił się na wizytę tylko dlatego, że na brzuchu wyczuł w dotyku coś niepokojącego. Nie spodziewał się, że to 20-centymetrowy guz na nerce.
Trudne doświadczenie choroby potrafi zmienić człowieka na lepsze. Pod warunkiem, że tę chorobę przeżyje. Jak przyznaje Wojciech Brzeziński z firmy rodzinnej Interhurt ze Zgorzelca – miał wiele szczęścia. Postanowił więc podzielić się swoim doświadczeniem, bo nie wszyscy mogą liczyć na szczęście i lepiej nie wystawiać go na próbę.
— Medycyna jest potrzebna i pomocna, ale nie oddawałbym się tylko i wyłącznie w jej ręce. Wiele zależy od nas samych i naszej własnej motywacji. Żeby być zdrowym, trzeba chcieć być zdrowym – i to w najogólniejszym rozumieniu tego sformułowania, obejmującym nie tylko ciało, ale i umysł — mówi 55-letni Wojciech Brzeziński, który w ramach rehabilitacji po operacji usunięcia guza nerki w zeszłym roku, korzysta z terapii prowadzonej zgodnie z zasadami medycyny holistycznej. — Do tego konieczna jest równowaga, również szeroko rozumiana. Począwszy od odpowiedniego stosunku pracy do odpoczynku, a skończywszy na równowadze płynów w organizmie, czyli homeostazie — dodaje pan Wojtek.
Jednak zanim odkrył te reguły, musiał uporać się z bardzo ciężkim stanem, do którego jak twierdzi – w dużej mierze sam siebie doprowadził.
ZUPEŁNIE ZDROWY CZŁOWIEK
Właściciel firmy rodzinnej Interhurt prowadził intensywne życie. Prowadził firmę, pracował, uprawiał sport. Wszystko było w jak najlepszym porządku. A przynajmniej tak mu się wydawało. Nie obserwował u siebie żadnych objawów choroby, do momentu, kiedy wyczuł pod skórą zgrubienie. Wrodzona wnikliwość nie pozwoliła mu pozostawić tego bez sprawdzenia, więc umówił się na wizytę u lekarza. Badanie wykazało, że to 20-centymetrowy guz. W dodatku rósł on bardzo szybko. W niecałe dwa tygodnie jego średnica wzrosła do 27 cm.
Lekarze zadecydowali o operacji wycięcia guza. Miała się odbyć 15 maja 2016 r. czyli po dziewięciu dniach od decyzji. Jak wspomina Pan Wojciech – to było dziewięć bardzo trudnych dni. Po operacji, po wyjściu z kliniki pojechał bezpośrednio do firmy, powiedzieć co się stało.
— Chciałem pokazać, że będę żył i dalej zajmował się firmą i ludźmi, którzy tam pracują. Przed wyjazdem do kliniki moi pracownicy płakali – opowiada wyraźnie cięższym głosem Brzeziński.
PRZYGOTOWAĆ SIĘ NA NAJGORSZE
W firmie już wówczas pracowały trzy pokolenia. Mama i żona pana Wojciecha były kompletnie rozbite. Przyznaje, że spokojnie mógł rozmawiać tylko z dwiema osobami: z księgowym i z synem.
Syn Michał pracował w firmie już osiem lat, ale w perspektywie ówczesnych wydarzeń było to „zaledwie osiem lat”. Nie wiedział jeszcze wszystkiego o firmie, bo nigdy nie było potrzeby, żeby wiedział. Musiał więc szybko dojrzeć i wszystkiego się nauczyć. Zespół pomagał. Pomagali też przyjaciele.
— Musieliśmy odbyć z synem poważną męską rozmowę. Musiał być gotów na to, że mogę nie wrócić – wspomina właściciel Interhurtu.
Na szczęście – wrócił. Operacja się udała. Trzeba było jeszcze zaczekać na wyniki histopatologii guza. Te przyszły w połowie czerwca. Okazało się, że to liposarcoma – nowotwór złośliwy.
WRÓCIĆ DO ŻYCIA
Pan Wojciech pierwszego dnia po diagnozie histopatologicznej rozpoczął dwutorową rehabilitację: konwencjonalną oraz alternatywną. Nie mógł pozwolić na nawrót choroby.
— Dobry znajomy polecił mi klinikę prowadzoną przez małżeństwo lekarzy, którzy przyjechali do Polski z Indii. On jest profesorem chirurgii, ona doktorem ginekologii. Praktykują medycynę holistyczną, która w odróżnieniu od zachodniej medycyny klasycznej nie skupia się jedynie na miejscu choroby, ale uwzględnia w leczeniu cały organizm i możliwie szeroki wachlarz czynników, które mają wpływ na stan zdrowia pacjenta – wyjaśnia Wojciech Brzeziński.
Przez pierwszych kilka miesięcy lekarze holistyczni pracowali nad przywróceniem równowagi systemu odpornościowego pana Wojciecha. Wiązało się to m.in. z uzupełnieniem minerałów i witamin. Przede wszystkim przez wlewy dożylne. W pierwszych miesiącach, po trzy razy w tygodniu. To pozwoliło pacjentowi szybko odzyskać sprawność fizyczną. Suplementacja trwa nadal – teraz już tylko raz w miesiącu. Terapia wiązała się też z całym szeregiem ograniczeń i nakazów. Wiadomo, że po operacji nie mógł podnosić niczego ciężkiego i każdego dnia musiał dużo chodzić.
Po kilku tygodniach od rozpoczęcia terapii mógł wrócić do pracy. Początkowo tylko na trzy godziny dziennie.
OGARNĄĆ NOWĄ RZECZYWISTOŚĆ
— Do listopada byłem bardziej skupiony na sobie, aby w marcu tego roku móc już wejść na nieco większe obroty – mówi Wojciech Brzeziński. — Ale nie są to już takie obroty, na jakich pracowałem przed chorobą. Trzeba było nauczyć się zarządzania w nowych okolicznościach. Nowym doświadczeniem było dla mnie dużo większe delegowanie uprawnień niż dotychczas — dodaje.
W tej chwili założyciel Interhurtu zajmuje się tylko projektami rozwojowymi i finansami. Tematami operacyjnymi zajmują się dzieci: syn i córka. Zmieniło się także podejście całej firmy do podejmowanych zleceń. Unika wymagających przetargów w ciasnych terminach – w ocenie właściciela nie da się na nich zarobić ani rozwinąć firmy. Firma przestała się ścigać.
ŹRÓDŁO ZŁA – DŁUGOTRWAŁA EKSPOZYCJA NA STRES
Wojciech Brzeziński opowiadając o swoich doświadczeniach z terapią holistyczną, dzieli się wnioskami z rozmów, które prowadził z lekarzami, którzy ją prowadzili. Pomogły mu one zerwać z przekonaniem, że nowotwory biorą się jedynie z uwarunkowań genetycznych.
— To nieprawda, że tylko od naszych genów zależy, czy zachorujemy na raka – mówi Brzeziński. — Nowotwory są również efektem innych okoliczności. Jedną z najważniejszych jest długotrwały stres – wyjaśnia.
To efekt stałej gonitwy i strukturalnych, często systemowych kłopotów, z którymi się borykamy każdego dnia, często zwlekając z ich rozwiązaniem. Wojciech Brzeziński u podstaw swojej choroby upatruje konkretnie poważnych kłopotów, których firmie przysporzył w całym poprzedzającym ją roku jeden z pracowników. To było ciągłe obciążenie, od którego nie było odpoczynku – jak uświadomił sobie później, analizując możliwe przyczyny zachorowania.
Istnieje także krótkotrwały stres – który wyzwala kreatywność dzięki adrenalinie. Nie jest on tak groźny, jak długotrwały, ale zdaniem pana Brzezińskiego nie powinniśmy na nim polegać jako jedynym sposobie na pobudzenie pomysłowości. Nie możemy się od niego uzależniać. Według niego dużo lepiej jest zadbać o właściwe warunki pracy, które pozwolą zespołowi poczuć się bardziej swobodnie i w ten sposób rozbudzić go do tworzenia nowych pomysłów.
JAK WALCZYĆ ZE STRESEM?
— W nowo rozbudowanym dziale handlowym u nas w firmie pracuje obecnie osiem osób. Zachęcamy ich, aby kształtowały one otoczenie w sposób przyjazny dla siebie. Przeznaczyliśmy na to osobny budżet – mówi Brzeziński. — Znajdziemy tam świeże kwiaty oraz dekoracje sezonowe, w tym nawet ręcznie robione ozdoby, które pracownicy przygotowują czasem wspólnie ze swoimi dziećmi w domu – wymienia.
Jak mówi, stara się również inspirować rozmowy o zdrowiu i zauważył, że pracownicy pod tym wpływem powoli zmieniają swoje nawyki, szczególnie żywieniowe. Podkreśla również, że dieta była kluczowa w jego własnym dochodzeniu do zdrowia.
Ostropest, olej konopny, pestki moreli gorzkiej, krople orzecha czarnego, naturalne kompoty gotowane z owoców z pestkami – to tylko początek dłuższej listy produktów, które powinny znaleźć się w naszym jadłospisie wg pana Wojciecha. Poza tym powinniśmy ograniczyć ilość zjadanego mięsa, bowiem zakwasza ono organizm. No i zupełnie pozbyć się cukru.
NIE REZYGNOWAĆ Z MEDYCYNY KLASYCZNEJ
W odróżnieniu od licznych fascynatów leczenia alternatywnego, Wojciech Brzeziński nie neguje wartości klasycznej medycyny zachodniej. Zachęca do korzystania z dorobku obu szkół. Podkreśla przy tym znaczenie naszego ogólnego podejścia do zdrowia i – nomen omen – zdrowy rozsądek.
— W czasie moich wizyt w klinice holistycznej dowiedziałem się, że nieumiejętne podejście do aktywności powszechnie uważanych za pozytywne lub, w najgorszym wypadku, neutralne, też może mieć negatywne skutki. Zaskoczeniem było dla mnie, że źle prowadzona joga i medytacja mogą prowadzić do szkód w organizmie. Wszystko zatem musimy sprawdzić, zanim się za to zabierzemy i później robić to z głową – mówi Brzeziński i nade wszystko zachęca do regularnych badań. — Często bez refleksji wydajemy nawet kilka tysięcy złotych za jednym razem przy okazji rocznego przeglądu samochodu, a na samych siebie żałujemy złotówki. Badanie krwi, USG jamy brzusznej, kolonoskopia, badanie przepływu tętnic szyjnych to łącznie zaledwie jeden dzień czasu i kilkaset złotych wydatku. Nie skąpmy ich, bo skutki mogą być opłakane. Ja miałem bardzo dużo szczęcia, ale nie każdy może na nie liczyć – podsumowuje.
Konrad Bugiera
rzecznik prasowy Fundacji Firmy Rodzinne
Kategorie
10 ostatnich wpisów:
- Champions of productivity won the race against inflation in spite of covid and war – a report on 35-year-old businesses in Poland
- Polish pioneers of entrepreneurship 35-year-old businesses in Poland.
- Firmy średniej wielkości – zwycięzcy 35-letniej sztafety wolnej przedsiębiorczości
- Neuroróżnorodność szansą dla biznesu
- LEGO – opowieść o rodzinie, która stworzyła najsłynniejszą zabawkę na świecie.
- Odpowiedzialność przedsiębiorców za przestępstwa środowiskowe
- ESG – nadchodzi przykry obowiązek czy szansa na pozytywny wizerunek spółki?
- Przygotujmy się na ESG
- Sztuczna inteligencja w świecie firm rodzinnych
- Zaufanie w firmach rodzinnych
Tematyka wpisów:
Popularne tagi: