Wiedza

Fundacja Firmy Rodzinne

Powrót

English

19 kwietnia 2021

Sukces(orka) czyli o sukcesji oczami sukcesora

Jestem sukcesorką i wiem jak trudno pogodzić dwa światy – rodzinny i zawodowy. Dużo mówi się w przestrzeni publicznej o prawnych czy finansowych aspektach przekazywania firmy w ręce kolejnego pokolenia, zaś bardzo mało o emocjach, frustracji, konfliktach czy niespełnionych oczekiwaniach. Pod wpływem doświadczeń i rozmów z innymi sukcesorami zrodził się projekt Sukcesorka czyli przestrzeń gdzie można mówić wprost o tym czym jest sukcesja i dlaczego niektóre firmy rodzinne nie przetrwają zmian. Bez udawania i wstydu.

Dawno, dawno temu był sobie zaradny mieszczanin, który zbudował piękny gmach, w którym zatrudnił najlepszych rzemieślników by świadczyli swoje usługi ludowi. Kaletnicy, krawcy, garbarze, złotnicy i inni najznamienitsi przedstawiciele swoich profesji! Mieszczanin szybko zgromadził bogactwo oraz zdobył pozycję człowieka szanowanego i wpływowego. Ludzie kłaniali mu się z daleka, młodzi adepci sztuk wszelakich zabiegali o możliwość stażowania w Imperium usługowym, zaś wyżej urodzeni zaczęli dostrzegać niewidzialnego dotąd jegomościa i zapraszać na rauty. Dzięki swojej zaradności, uporowi oraz tytanicznej pracy wkładanej w codzienne doglądanie interesu Mieszczanin awansował społecznie, a jego rodzina wiodła życie dostanie i spokojne. Lata mijały, Imperium powiększyło się o kolejne gmachy w sąsiednich miastach, majątek stale się powiększał i zdawać by się mogło, że nic nie zakłóci spokoju i dobrostanu Mieszczanina. O jak bardzo się mylił!

Wraz z upływem lat dorosły jego dzieci, które od berbecia spędzały czas krzątając się między stanowiskami szewca i krawca, otrzymując pełne aprobaty uśmiechy od zadowolonych klientów i przesiąkając duchem przedsiębiorczości. Jaś i Małgosia, bo o nich mowa – od dawna zwani Janem i Małgorzatą – chcieli początkowo pomagać ojcu, by trochę dorobić. Z czasem ich zaangażowanie w sprawy Imperium zaczęło się nasilać, a z racji różnych temperamentów, wprost proporcjonalnie do zaangażowania rosła ilość zwad i sporów. Z czasem również owe zwady przybierały na sile i przyprawiały biednego Mieszczanina o kolejne siwe włosy.

– Musimy zatrudnić więcej szewców, kolejki do Ludwika ustawiają się od świtu… – proponowała Małgorzata.

– Szewcy to zawód na wymarciu, ludzie nie chcą naprawiać butów, wolą kupić nowe. Musimy otworzyć sklep z butami! – oponował Jan

– Czyś Ty oszalał? Gdyby tak było nie czekali by na swoją kolej po kilka godzin! Zresztą skąd weźmiesz te buty? Najbliższa fabryka jest w Genewie a Ty jak zwykle bujasz w obłokach! – krzyczała Małgorzata.

– Dość tego, czy Wy zawsze musicie się kłócić?! – załamywał ręce Mieszczanin

Bardzo kochał swoje dzieci, ale wiedział, że nie mogą razem pracować i trwożył się nad takim stanem rzeczy. Myślał: „Dałem im wszystko co najlepsze, nie wiedzą czym jest bieda, nie muszą wszystkiego wyrywać od losu zębami. Dlaczego więc nie potrafią się dogadać i żyć w zgodzie?! Czy ja tak wiele oczekuję? Tak naprawdę nic od nich nie chce, poza tym by były uczciwe i nie przynosiły mi wstydu!”.

Dzieci z kolei czuły się nieszczęśliwe z powodu braku poczucia własnej wartości. Mimo, iż wkładały całe serce w prace wciąż musiały zbiegać we wszystkim o aprobatę swego ojca. A wraz z kolejnymi latami pracy w rodzinnym Imperium chciały móc stanowić o jego przyszłości w sposób suwerenny.

Wszyscy zastanawiali się jak można taki stan rzeczy naprawić? Jak można pogodzić sprzeczne wizje i ambicje? Jak podzielić majątek? Komu oddać władzę? Udawali się do największych mędrców, zasięgali języka u innych Mieszczan, którzy dorobili się majątku a i tak koniec końców czuli się samotni, skonfundowani i pełni wzajemnych animozji wynikających z braku porozumienia i ciągłych tarć…

Brzmi znajomo? To jedna z wielu występujących naturalnie ścieżek sukcesji w firmach rodzinnych. Scenariuszy jest tyle ile rodzin, które zdecydowały się wspólnie prowadzić firmy. Wierzę, że tylko szczere mówienie o tym, jak trudny, żmudny i bolesny to proces może pomóc wyzwolić się ze wstydu i otrzymać wsparcie od tych, którym się udało lub otuchę od tych, którym się nie udało, a jednak wiodą spokojne i szczęśliwe życie – cokolwiek to znaczy.

Jeżeli przeszedłeś proces sukcesji (bez względu na jego efekt), jesteś w procesie lub zdecydowałeś się na wyjście z firmy rodzinnej, napisz do mnie! Być może Twoja historia doda otuchy innym Sukcesorom, być może zainspiruje ich do działania, być może pozwoli Tobie (anonimowo lub nie) zrzucić ciężar z serca. Ściskam Cię bardzo mocno – Ewelina ([email protected])

Autor: Ewelina Pisarczyk

Pozostań
z nami w kontakcie

Zapisz się do newslettera!